Autobiografia Gandhiego

„Każdy, kto podporządkowuje się niesprawiedliwemu prawu, ponosi odpowiedzialność za to wszystko, co jest tego konsekwencją. Toteż, jeżeli prawo i sprawiedliwość są w konflikcie, musimy wybrać sprawiedliwość i nieposłuszeństwo wobec prawa” (Gandhi)

***

Ponizej fragment dotyczacy nie zawsze latwych doswiadczen Gandhiego z wegetarianizmem:

VI. TRAGEDIA

omię­dzy nie­licz­ny­mi przy­ja­ciół­mi, któ­rych mia­łem w róż­nych okre­sach uczęsz­cza­nia do li­ceum, za­le­d­wie dwóch mogę na­zwać bli­ski­mi i ser­decz­ny­mi. Jed­na z tych przy­jaź­ni nie trwa­ła zbyt dłu­go, cho­ciaż nig­dy nie wy­pie­ra­łem się mo­ich przy­ja­ciół. Tym ra­zem mój przy­ja­ciel wy­parł się mnie, gdyż zna­la­złem so­bie no­we­go. Tę ostat­nią przy­jaźń uwa­żam za tra­ge­dię mego ży­cia. Trwa­ła dłu­go. Zda­wa­ło mi się, że speł­niam ja­kąś mi­sję na­wró­ce­nia.

Chło­piec, o któ­rym mowa, był wła­ści­wie przy­ja­cie­lem mego bra­ta. Cho­dzi­li do jed­nej kla­sy. Zna­łem jego wady, ale uwa­ża­łem go za wier­ne­go przy­ja­cie­la. Za­rów­no moja mat­ka, jak star­szy brat i moja żona, wszy­scy prze­strze­ga­li mnie przed nim, twier­dząc, że to dla mnie złe to­wa­rzy­stwo. By­łem jed­nak zbyt am­bit­ny, by zwra­cać uwa­gę na prze­stro­gi żony, a nie mia­łem dość od­wa­gi, by prze­ciw­sta­wić się opi­nii mat­ki i star­sze­go bra­ta. Bro­ni­łem go jed­nak, mó­wiąc: „Wiem, że on ma wady, o któ­rych mó­wi­cie, ale nie zna­cie jego za­let. On mnie nie spro­wa­dzi na błęd­ną dro­gę, a moja przy­jaźń z nim może go na­wró­cić.

Je­stem pe­wien, że je­że­li się zmie­ni, bę­dzie zna­ko­mi­tym czło­wie­kiem. Pro­szę was, bądź­cie o mnie spo­koj­ni!”.

Nie są­dzę, bym ich prze­ko­nał, ale zgo­dzi­li się z mo­imi ar­gu­men­ta­mi i po­zwo­li­li mi po­stę­po­wać, jak będę uwa­żał za sto­sow­ne. Prze­ko­na­łem się póź­niej, że moje ra­chu­by były myl­ne. Re­for­ma­tor nie może so­bie po­zwo­lić na utrzy­my­wa­nie bli­skich sto­sun­ków z kimś, kogo chce zmie­nić. Praw­dzi­wa przy­jaźń po­le­ga na po­kre­wień­stwie dusz, któ­re rzad­ko przy­tra­fia się na świe­cie, i dla­te­go istot­nie war­to­ścio­wa i dłu­go­trwa­ła może być przy­jaźń je­dy­nie po­mię­dzy dwo­ma na­tu­ra­mi ma­ją­cy­mi wie­le wspól­nych cech. Je­den przy­ja­ciel od­dzia­łu­je na dru­gie­go i dla­te­go też w praw­dzi­wej przy­jaź­ni jest tak mało miej­sca na na­wra­ca­nie. Je­stem po­nad­to zda­nia, że na­le­ży uni­kać wszel­kiej szcze­gól­nej in­tym­no­ści w sto­sun­kach z przy­ja­ciół­mi, gdyż czło­wiek ła­twiej przy­swa­ja so­bie wady ani­że­li za­le­ty. Ten zaś, kto pra­gnie utrzy­my­wać przy­jaźń z Bo­giem, musi albo po­zo­stać sa­mot­ny, albo cały świat uczy­nić swy­mi przy­ja­ciół­mi.

Moż­li­we, że się mylę, ale moje usi­ło­wa­nia utrzy­ma­nia bli­skiej przy­jaź­ni skoń­czy­ły się nie­po­wo­dze­niem.

Kie­dy po raz pierw­szy zbli­ży­łem się do owe­go przy­ja­cie­la, fala „re­form” prze­le­wa­ła się przez Radź­kot. Do­wie­dzia­łem się od nie­go, że wie­lu spo­śród na­szych na­uczy­cie­li w ta­jem­ni­cy je mię­so i pije wino. Wy­mie­nił mi rów­nież na­zwi­ska wie­lu do­stoj­nych oby­wa­te­li w Radź­ko­cie, któ­rzy na­le­że­li do tego sa­me­go to­wa­rzy­stwa. Wśród nich mie­li się rów­nież znaj­do­wać, jak mi po­wie­dział, nie­któ­rzy ucznio­wie miej­sco­we­go li­ceum.

By­łem tym ogrom­nie za­sko­czo­ny i bo­le­śnie do­tknię­ty. Za­py­ta­łem mego przy­ja­cie­la, czym na­le­ży to wy­tłu­ma­czyć, a on wy­ja­śnił mi w na­stę­pu­ją­cy spo­sób:

„Je­ste­śmy sła­bym na­ro­dem dla­te­go, że nie jemy mię­sa. An­gli­cy rzą­dzą nami dla­te­go, że je spo­ży­wa­ją. Wiesz, jaki je­stem sil­ny i jaki ze mnie do­sko­na­ły bie­gacz – to dla­te­go, że ja też jem mię­so. Ci, co je­dzą mię­so, nie mie­wa­ją ani wrzo­dów, ani żad­nych na­ro­śli, a na­wet je­że­li im się cza­sa­mi przy­tra­fią – to szyb­ko zni­ka­ją. Nasi na­uczy­cie­le i inne wy­bit­ne oso­by spo­ży­wa­ją­ce mię­so nie są głup­ca­mi. Wi­dzę, ja­kie to jest po­ży­tecz­ne. Po­wi­nie­neś ro­bić tak samo, a zresz­tą, to ci nie za­szko­dzi, je­że­li spró­bu­jesz. Zo­ba­czysz, przy­bę­dzie ci wie­le siły”.

Wszyst­kie te na­mo­wy na rzecz je­dze­nia mię­sa nie od razu od­nio­sły sku­tek. Sta­no­wi­ły te­mat dłu­gich i skom­pli­ko­wa­nych ar­gu­men­tów, za po­mo­cą któ­rych mój przy­ja­ciel od cza­su do cza­su usi­ło­wał na mnie od­dzia­ły­wać. Mój star­szy brat już im uległ i po­twier­dzał sło­wa swe­go przy­ja­cie­la. W po­rów­na­niu z moim bra­tem i tym przy­ja­cie­lem istot­nie wy­glą­da­łem na znacz­nie słab­sze­go fi­zycz­nie.

Obaj byli sil­niej­si ode mnie, fi­zycz­nie le­piej roz­wi­nię­ci i od­waż­niej­si. Wy­czy­ny do­ko­ny­wa­ne przez tego przy­ja­cie­la mia­ły dla mnie ogrom­ny urok. Po­tra­fił bar­dzo szyb­ko prze­bie­gać duże od­le­gło­ści, umiał ska­kać da­le­ko i wy­so­ko, po­tra­fił wy­trzy­mać każ­dą chło­stę. Czę­sto po­pi­sy­wał się przede mną, a prze­cież za­wsze jest się olśnio­nym, wi­dząc w in­nym za­le­ty, któ­rych się nie ma. To­też by­wa­łem istot­nie olśnio­ny jego wy­czy­na­mi – a za­tem go­rą­co pra­gną­łem stać się po­dob­ny do nie­go. Cóż, kie­dy nie po­tra­fi­łem ani tak bie­gać, ani tak ska­kać jak on. Cze­muż nie miał­bym zo­stać rów­nie sil­ny? Po­nad­to – by­łem bar­dzo tchórz­li­wy. Pa­nicz­nie ba­łem się zło­dziei, wszel­kich du­chów, żmij. Ba­łem się wy­chy­lić nosa poza dom w nocy. Ciem­ność mnie prze­ra­ża­ła. Usnąć w ciem­nym po­ko­ju było nie­mal nie­po­do­bień­stwem dla mnie, gdyż wciąż wy­obra­ża­łem so­bie, że oto z jed­nej stro­ny zbli­ża­ją się du­chy, z dru­giej – zło­dzie­je, z trze­ciej – żmi­je. Nie mo­głem za­snąć, je­że­li w po­ko­ju nie pa­li­ło się świa­tło.

Czy mo­głem zwie­rzyć się z tych obaw żo­nie, któ­ra już prze­sta­ła być dziec­kiem i spa­ła obok mnie? Wie­dzia­łem, że jest od­waż­niej­sza ode mnie, i czu­łem się za­wsty­dzo­ny. Ka­stur­bai nie bała się ani żmij, ani du­chów. Po­tra­fi­ła pójść wszę­dzie po ciem­ku. Mój przy­ja­ciel wie­dział o wszyst­kich mo­ich sła­bo­ściach. Opo­wia­dał mi o tym, jak umie trzy­mać w ręku żywą żmi­ję, jak po­tra­fi się obro­nić przed zło­dzie­ja­mi i jak nie wie­rzy w żad­ne du­chy. Wszyst­ko to, rzecz oczy­wi­sta, wy­ni­ka­ło z tego, że jadł mię­so.

Wśród uczniów li­ceum dużą po­pu­lar­no­ścią cie­szył się wte­dy mar­na­wy utwór na­pi­sa­ny w ję­zy­ku gu­dźa­ra­ti przez po­etę Na­rma­da29. Oto jego treść:

Spójrz, jak po­tęż­ny An­glik

Rzą­dzi ma­ły­mi In­du­sa­mi,

Dla­te­go, że żre mię­so,

Ma pięć łok­ci wzro­stu.

Wszyst­ko to wy­wie­ra­ło na mnie od­po­wied­nie wra­że­nie. By­łem zdru­zgo­ta­ny. Na­bie­ra­łem co­raz moc­niej­sze­go prze­świad­cze­nia, że spo­ży­wa­nie mię­sa jest do­bre, że uczy­ni mnie moc­nym i od­waż­nym i że gdy­by lu­dzie w ca­łym na­szym kra­ju za­czę­li jeść mię­so, za­pa­no­wa­li­by­śmy nad An­gli­ka­mi.

Wy­zna­czo­ny zo­stał za­wcza­su dzień, kie­dy mia­łem za­cząć spo­ży­wać mię­so. Oczy­wi­ście, wszyst­ko było za­cho­wa­ne w naj­ści­ślej­szej ta­jem­ni­cy.

Ród Gan­dhich na­le­żał do wy­znaw­ców Wisz­nu. Moi ro­dzi­ce byli mu szcze­gól­nie od­da­ni. Re­gu­lar­nie uczęsz­cza­li do ha­ve­li. Ro­dzi­na po­sia­da­ła na­wet wła­sne świą­ty­nie. W Gu­dźa­ra­cie dżi­nizm30 był bar­dzo sil­ny, a jego wpływ da­wał się od­czuć wszę­dzie i przy każ­dej oka­zji. W ca­łych In­diach nie moż­na było się spo­tkać z rów­nie ostrym sprze­ci­wem prze­ciw­ko spo­ży­wa­niu mię­sa i ze wstrę­tem, jaki ono bu­dzi­ło, jak wła­śnie w Gu­dźa­ra­cie wśród wy­znaw­ców dżi­ni­zmu i Wisz­nu. Ta­kie wła­śnie były tra­dy­cje, wśród któ­rych się uro­dzi­łem i by­łem wy­cho­wa­ny. Trze­ba do­dać, że ży­wi­łem nie­wy­po­wie­dzia­ną cześć dla mo­ich ro­dzi­ców. Zda­wa­łem so­bie spra­wę, że bę­dzie dla nich śmier­tel­nym cio­sem, je­że­li się do­wie­dzą, że ja­dłem mię­so. Po­nad­to moje go­rą­ce umi­ło­wa­nie praw­dy zwięk­szy­ło jesz­cze moje skru­pu­ły. Nie mogę rów­nież po­wie­dzieć, abym nie wie­dział, że po­peł­nię oszu­stwo wo­bec ro­dzi­ców, je­że­li za­cznę jeść mię­so. Ale mój umysł był cał­ko­wi­cie po­chło­nię­ty po­trze­bą do­ko­na­nia „re­for­my”. Nie cho­dzi­ło by­najm­niej o przy­jem­ność, jaką to mo­gło spra­wić memu pod­nie­bie­niu. Nie wie­dzia­łem zresz­tą wca­le o tym, że mam szcze­gól­nie wy­de­li­ka­co­ny zmysł sma­ku. Chcia­łem po pro­stu być sil­ny i od­waż­ny oraz pra­gną­łem, by wszy­scy moi ziom­ko­wie byli tacy po to, by­śmy mo­gli po­bić An­gli­ków i przy­wró­cić In­diom wol­ność.

Nie sły­sza­łem jesz­cze nig­dy przed­tem wy­ra­zu swa­radź31 – wie­dzia­łem jed­nak, co ozna­cza wol­ność. Szał „re­form” opę­tał mnie. Za­pew­niw­szy so­bie ta­jem­ni­cę, prze­ko­na­łem sam sie­bie, że ukry­cie tego wy­da­rze­nia przed ro­dzi­ca­mi nie bę­dzie wła­ści­wie odej­ściem od praw­dy.

VII. TRAGEDIA (CIĄG DALSZY)

ad­szedł ów dzień. Trud­no do­kład­nie opi­sać, w ja­kim znaj­do­wa­łem się sta­nie. Z jed­nej stro­ny było go­rą­ce pra­gnie­nie do­ko­na­nia ja­kiejś od­mia­ny w ży­ciu i roz­po­czę­cia cze­goś zgo­ła no­we­go, z dru­giej – uczu­cie wsty­du, gdyż jak zło­dziej mu­sia­łem się kryć z tym, co mia­łem zro­bić, a co uwa­ża­łem za słusz­ne. Nie po­tra­fię po­wie­dzieć, któ­re z tych uczuć prze­wa­ża­ło we mnie.

Uda­li­śmy się na po­szu­ki­wa­nie bez­lud­ne­go miej­sca nad rze­ką i wte­dy po raz pierw­szy w ży­ciu zo­ba­czy­łem mię­so. Była też przy nim krom­ka bia­łe­go chle­ba.

Ani jed­no, ani dru­gie mi nie sma­ko­wa­ło. Mię­so kozy było twar­de jak skó­ra. Po pro­stu nie by­łem w sta­nie go ugryźć. Ze­mdli­ło mnie i mu­sia­łem prze­stać jeść.

Noc, któ­rą spę­dzi­łem po­tem, była okrop­na. Ja­kieś okrop­ne kosz­ma­ry mę­czy­ły mnie przez cały czas. Ile­kroć za­sy­pia­łem, zda­wa­ło mi się, że żywa koza be­czy tuż obok, wy­rzu­ty su­mie­nia tak mnie drę­czy­ły, że go­tów by­łem wy­sko­czyć z łóż­ka, ale wte­dy prze­ko­ny­wa­łem sam sie­bie, że spo­ży­wa­nie mię­sa jest moim obo­wiąz­kiem, i ja­koś się uspo­ka­ja­łem.

Mój przy­ja­ciel nie był czło­wie­kiem skłon­nym do szyb­kiej re­zy­gna­cji. Za­brał się do przy­rzą­dza­nia róż­nych przy­sma­ków z mię­sa i pod­le­wa­nia ich so­sa­mi. Jako ja­dal­nia nie słu­żył nam już bez­lud­ny brzeg rze­ki, lecz gmach rzą­do­wy z salą ja­dal­ną, sto­ła­mi, fo­te­la­mi. Wszyst­ko to zo­sta­ło za­aran­żo­wa­ne przez mo­je­go przy­ja­cie­la w po­ro­zu­mie­niu z głów­nym ku­cha­rzem tej in­sty­tu­cji.

Przy­nę­ta od­nio­sła sku­tek. Prze­mo­głem swój wstręt do chle­ba oraz do ko­zie­go mię­sa i sta­łem się wiel­kim sma­ko­szem wszel­kich mię­snych po­traw, choć za sa­mym mię­sem nie prze­pa­da­łem. Trwa­ło to mniej wię­cej rok. Tych mię­snych uczt było ogó­łem nie wię­cej niż ja­kieś pół tu­zi­na, a to dla­te­go, że nie za­wsze moż­na było do­stać się do tego rzą­do­we­go lo­ka­lu, a czę­ste spo­rzą­dza­nie kosz­tow­nych po­traw z mię­sa było po­łą­czo­ne z dość du­ży­mi trud­no­ścia­mi. Nie mia­łem pie­nię­dzy, by so­bie po­zwo­lić na taką „re­for­mę” ży­cia. Na­to­miast mój przy­ja­ciel za­wsze po­tra­fił zna­leźć nie­zbęd­ne środ­ki. Nie mam po­ję­cia, jak to ro­bił. Miał ich za­wsze pod do­stat­kiem, bo mu ogrom­nie za­le­ża­ło na tym, by zro­bić ze mnie sta­łe­go „mię­so­żer­cę”. Wi­docz­nie jed­nak jego środ­ki też mu­sia­ły się wy­czer­pać, a tym sa­mym owe uczty sta­wa­ły się co­raz rzad­sze.

Ile­kroć mia­łem spo­sob­ność po­fol­go­wać so­bie pod­czas tych ob­fi­tych uczt, nie mo­gło być już mowy o tym, bym mógł zjeść obiad w domu. Mat­ka za­zwy­czaj wo­ła­ła mnie, bym przy­szedł na po­si­łek, i chcia­ła wie­dzieć, dla­cze­go nic nie jem. W ta­kich ra­zach mó­wi­łem, że nie mam ape­ty­tu lub że coś jest nie w po­rząd­ku z moim tra­wie­niem.

Nie mogę po­wie­dzieć, abym bez skru­pu­łów po­słu­gi­wał się po­dob­ny­mi pre­tek­sta­mi. Wie­dzia­łem, że kła­mię, co gor­sza: że okła­mu­ję mat­kę. Zda­wa­łem so­bie jed­no­cze­śnie spra­wę z tego, że gdy­by ro­dzi­ce się do­wie­dzie­li, że jem mię­so, by­li­by tym po pro­stu wstrzą­śnię­ci. Świa­do­mość tego po­że­ra­ła mi ser­ce.

Wte­dy po­wie­dzia­łem so­bie: „Acz­kol­wiek spo­ży­wa­nie mię­sa jest waż­ne, po­dob­nie jak waż­ne jest prze­pro­wa­dze­nie re­for­my od­ży­wia­nia w kra­ju, jed­nak oszu­ki­wa­nie i okła­my­wa­nie ro­dzi­ców jest czymś gor­szym ani­że­li spo­ży­wa­nie mię­sa. Do­pó­ki moi ro­dzi­ce żyją, nie może więc być mowy o tym, bym jadł mię­so. Gdy umrą i będę wol­ny, będę je jadł otwar­cie, ale za­nim to na­stą­pi, po­wstrzy­mam się”.

Za­ko­mu­ni­ko­wa­łem swe po­sta­no­wie­nie przy­ja­cie­lo­wi i od tego cza­su nig­dy już nie po­wró­ci­łem do spo­ży­wa­nia mię­sa. Ro­dzi­ce nig­dy się nie do­wie­dzie­li, iż ich dwaj sy­no­wie je­dli mię­so.

Wy­rze­kłem się spo­ży­wa­nia mię­sa, aby nie okła­my­wać ro­dzi­ców, ale nie zre­zy­gno­wa­łem z to­wa­rzy­stwa przy­ja­cie­la. Moje go­rą­ce pra­gnie­nie na­wró­ce­nia go mia­ło dla mnie ka­ta­stro­fal­ne na­stęp­stwa, jed­nak nie zda­wa­łem so­bie z tego spra­wy. Prze­by­wa­nie w jego to­wa­rzy­stwie do­pro­wa­dzi­ło­by mnie do zła­ma­nia wier­no­ści żo­nie. Cu­dem oca­la­łem.

Pew­ne­go razu przy­ja­ciel za­pro­wa­dził mnie do domu pu­blicz­ne­go, udzie­liw­szy mi przed­tem wszel­kich nie­zbęd­nych in­for­ma­cji. Wszyst­ko było z góry przy­go­to­wa­ne i opła­co­ne. Wsze­dłem w samą pasz­czę grze­chu, lecz Bóg w swej nie­zmie­rzo­nej do­bro­ci obro­nił mnie przede mną sa­mym. Nie­mal głu­chy i śle­py zna­la­złem się w tej ja­ski­ni wy­stęp­ku. Sie­dzia­łem obok ja­kiejś ko­bie­ty na jej łóż­ku i nie mo­głem z sie­bie wy­krztu­sić ani sło­wa. Znie­cier­pli­wi­ło to wresz­cie tę ko­bie­tę, więc zło­rze­cząc i ob­rzu­ca­jąc mnie wy­zwi­ska­mi, wy­rzu­ci­ła mnie za drzwi. Mia­łem wra­że­nie, że moja god­ność mę­ska zo­sta­ła sro­dze ob­ra­żo­na i go­tów by­łem ze wsty­du za­paść się pod zie­mię. Nie prze­sta­ję jed­nak po dzień dzi­siej­szy dzię­ko­wać Bogu, że mnie wte­dy ura­to­wał. Przy­po­mi­nam so­bie jesz­cze czte­ry po­dob­ne przy­pad­ki w moim ży­ciu i za każ­dym ra­zem ra­czej szczę­śli­wy traf, ani­że­li ja­ki­kol­wiek wy­si­łek z mo­jej stro­ny, przy­cho­dził mi ze zba­wien­ną po­mo­cą.

Z etycz­ne­go sta­no­wi­ska każ­dy z tych przy­pad­ków na­le­ży oce­nić jako do­wód upad­ku mo­ral­ne­go, gdyż mia­ło się do czy­nie­nia z po­żą­da­niem cie­le­snym, któ­re ozna­cza ty­leż co sam akt. Na­to­miast pa­trząc na te spra­wy zwy­czaj­nie, trze­ba po­wie­dzieć, że czło­wiek, któ­ry zo­stał fi­zycz­nie po­wstrzy­ma­ny od po­peł­nie­nia grze­chu, może być uwa­ża­ny za oca­lo­ne­go. Je­że­li cho­dzi o moją oso­bę, zo­sta­łem oca­lo­ny je­dy­nie w tym sen­sie. Ist­nie­ją bo­wiem ta­kie uczyn­ki, że oca­le­nie przed nimi moż­na uwa­żać za dar nie­ba – za­rów­no dla tego, któ­ry oca­lał, jak i dla tych, co nim kie­ro­wa­li. Z chwi­lą gdy czło­wiek od­zy­sku­je świa­do­mość tego, co jest słusz­ne, skła­da on dzię­ki Opatrz­no­ści za to, że oca­lał. Wie­my, że czło­wiek czę­sto ule­ga po­ku­sie, mimo iż się prze­ciw­ko niej bro­ni, ale wie­my rów­nież, że Opatrz­ność czę­sto przy­cho­dzi mu z po­mo­cą i wbrew woli czło­wie­ka wy­ba­wia go z nie­bez­pie­czeń­stwa. Dla­cze­go się tak dzie­je, w ja­kim stop­niu czło­wiek jest isto­tą wol­ną, a w ja­kim za­leż­ną od ota­cza­ją­cych go wa­run­ków, jak da­le­ko może się po­su­nąć na tej dro­dze i kie­dy na sce­nę wkra­cza prze­zna­cze­nie? – Wszyst­ko to jest owia­ne mro­kiem ta­jem­ni­cy i po­zo­sta­nie nią.

Ale po­wróć­my do na­szej opo­wie­ści. Na­wet te wy­da­rze­nia nie uświa­do­mi­ły mi ze­psu­cia, ja­kie wy­ni­ka­ło z prze­by­wa­nia w to­wa­rzy­stwie mego przy­ja­cie­la. Mia­łem zresz­tą spo­ro in­nych, nie mniej przy­krych przy­kła­dów w za­pa­sie, aż wresz­cie na­ocz­nie prze­ko­na­łem się o pew­nych, zgo­ła nie­spo­dzie­wa­nych dla mnie, do­wo­dach mo­ral­ne­go upad­ku mego przy­ja­cie­la. Ale o tym póź­niej – chcę za­cho­wać cią­głość chro­no­lo­gicz­ną mo­jej opo­wie­ści.

O pew­nym wy­da­rze­niu mu­szę jed­nak wspo­mnieć za­raz, tym bar­dziej że jest ono zwią­za­ne z tym sa­mym okre­sem. Jed­nym z po­wo­dów nie­po­ro­zu­mień, ja­kie wy­ni­kły po­mię­dzy mną a moją żoną, było nie­wąt­pli­wie moje prze­by­wa­nie w to­wa­rzy­stwie tego przy­ja­cie­la. By­łem jed­no­cze­śnie od­da­nym i po­że­ra­nym przez za­zdrość mał­żon­kiem, a ów przy­ja­ciel roz­pa­lał we mnie wszel­kie po­dej­rze­nia wo­bec mo­jej żony. Nig­dy nie wąt­pi­łem w praw­dzi­wość jego słów, nig­dy też nie mo­głem so­bie wy­ba­czyć bru­tal­no­ści, ja­kiej się do­pusz­cza­łem wo­bec mo­jej żony, ka­rząc ją czę­sto za prze­wi­nie­nia, któ­re zgod­nie z tym, co mi opo­wia­dał mój przy­ja­ciel, mia­ła ja­ko­by po­peł­niać.

My­ślę, że tyl­ko hin­du­ska ko­bie­ta mo­gła znieść te upo­ko­rze­nia i za­pew­ne tyl­ko dla­te­go za­wsze uwa­ża­łem ko­bie­tę za uoso­bie­nie wy­ro­zu­mia­ło­ści. Słu­żą­cy, na któ­re­go pada nie­za­słu­żo­ne po­dej­rze­nie, po­rzu­ca swo­je miej­sce pra­cy, syn w po­dob­nym przy­pad­ku opusz­cza oj­cow­ski dom, a przy­ja­ciel może ze­rwać wię­zy przy­jaź­ni. Je­że­li ko­bie­ta po­dej­rze­wa męża o wia­ro­łom­stwo, musi za­cho­wać spo­kój, na­to­miast je­że­li sama ścią­gnę­ła na sie­bie po­dej­rze­nia męża, jest ska­za­na na cier­pie­nia i nie­szczę­ście. Do­kąd bo­wiem ma się udać? Ko­bie­ta hin­du­ska nie ma pra­wa do­ma­gać się w są­dzie roz­wo­du. Pra­wo nie udzie­la jej żad­nej po­mo­cy.

Nig­dy nie za­po­mnę i nie wy­ba­czę so­bie tego, że do­pro­wa­dzi­łem moją żonę do roz­pa­czy. Po­że­ra­ją­cy mnie ro­bak po­dej­rzeń zo­stał we mnie wy­tę­pio­ny do­pie­ro wte­dy, kie­dy zro­zu­mia­łem, na czym po­le­ga ahim­sa32 we wszyst­kich od­mia­nach. Po­zna­łem wte­dy wiel­kość brah­ma­ćar­ji33 i zro­zu­mia­łem, że żona nie jest nie­wol­ni­cą męża, lecz jego to­wa­rzysz­ką i po­moc­ni­cą, oraz że ma pra­wo do uczest­ni­cze­nia w jego smut­kach i ra­do­ściach, a tak­że, po­dob­nie jak jej mę­żo­wi, wol­no jej obrać wła­sną dro­gę w ży­ciu.

Ile­kroć przy­po­mnę so­bie tam­te mrocz­ne dni peł­ne zwąt­pień, po­dej­rzeń, prze­kli­nam wła­sne sza­leń­stwo i okru­cień­stwo po­dyk­to­wa­ne po­żą­dli­wo­ścią i opła­ku­ję moją śle­pą ule­głość owe­mu przy­ja­cie­lo­wi.

cala ksiazke mozesz przeczytac pod adresem:

http://cyfroteka.pl/ebooki/Gandhi-Autobiografia__Dzieje_moich_poszukiwan_prawdy-ebook/p86265i120452

gandhi_autobiografia_dzieje_moich_poszukiwan_prawdy-axis_mundi-ebook-cov

polecam

livia

One thought on “Autobiografia Gandhiego

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s