Cała okolica w kwiatach.. dosłownie jak jeden wielki naturalistyczny ogród… cudo!
♥ ƸӜƷ ♥
❤
(*)
Pierwsza z książek to “ANDALUCIA. A portret of Southern Spain” autorstwa Nicholas’a Luard’a..
choć dopiero po zajrzeniu do Wikipedii odkryłam, że ten sam auotr napisał jeszcze kilka innych książek poświęconych Hiszpanii.. “Landscape in Spain.” oraz “The Field of the Star: Pilgrim’s Journey to Santiago De Compostela. “
W każdym bądź razie jego książka poświęcona Andaluzji jest troszkę (troszeczkę) podobna do ‘Pod Słońcem Toskanii’ (Under the Tuscan Sun: At Home in Italy), która skutecznie rozgrzewała mnie w ostatnią zimę spedzoną w Polsce.. wyjątkowo zimną i ciążką zimę… anno domini 2012… Dla mnie to jedna z tych książek, z którymi szybko się zżywam na całe życie i do których zawsze chętnie powracam w myślach… Zachwyciły mnie w niej przede wszystkim wspaniałe opisy Toskanii.. toskańskiego domu i otaczającego go ogrodu.. toskańskiej natury… zapachów i smaków… i nawet nie zrazily mnie jakoś przepisy, którym daleko do wege… bo to w sumie dzięki nim Toskania stała się jedynie prawdziwsza… Niczym prawdziwa krwawiąca kobieta, a nie plastikowa lalka barbie… Niezwykle ważny i głęboki okazał się też dla mnie wątek ETRUSKI.. Brama SOL, itd… który poruszył mnie na tyle mocno, że chciałam nawet napisać do autorki (Frances Mayes) w tej sprawie… Cała książka niby ot lekka i przyjemna.. ale jak dla mnie zawierająca w sobie niezwykłą wręcz głębię.. co widać najlepiej na przykładzie kilku cytatów (dodam je jak tylko je odszukam, bo to naprawde prawdziwe perelki)..
Wracajac jednak do Hiszpanii…
🙂
Druga z lektur to książka kulinarna “Spanish Bar & Restaurant Cooking. Delicious and Authentic Recipes for Paella, Tapas, Sangria” autorstwa Marii Solis Ballinger and Natalii Solis Ballinger
pozycja pelna rewelacyjnych przepisów tradycyjnej kuchni hiszpanskiej… .. przy czym wiekszosc to potrawy w wersji wege, albo takie które na wege spokojnie mozna przerobic…. np. niezastapione gazpacho… a takze paella, zupa migdalowa, lody, oraz owocowa sangria…...
po prostu same pysznosci!
którym juz wkrótce postaram sie poswiecic wiecej uwagi.. i szczerze mówiac az mnie dziw bierze, ze jeszcze tego do tej pory nie zrobilam;)
Livia.. gdzie ty bylas przez te kilka ostatnich miesiecy? napewno na Ziemi.. tu w Hiszpanii?
haha
😉
Dodam jeszcze tylko, ze obie powyzsze pozycje to ksiazki angielskojezyczne… po hiszpansku póki co czytam dzieciom troszke bajeczek (no dobra… przyznaje sie, ze sobie tez:) Przymierzalam sie tez do hiszpanskiej wersji ‘Najdalszej Podrozy’ Roberta Monroe… na której Jarek chcial sie nauczyc hiszpanskiego, ale okazalo sie ze jezyk w którym zostala napisana jest zbyt malo praktyczny, a Hiszpanie to bardzo praktyczni ludzie… przynajmniej ci zyjacy na prowincji… i co szczególnie istotne – ludzie jak alo kto potrafiacy sie cieszyc zyciem.. ot takim prostym codziennym… czerpaniem przyjemnosci ze zwyczajnosci…
Jarek fajnie okreslil Andaluzje.. jako najbardziej wyluzowany zakatek Hiszpanii.. a ja w pelni sie z nim zgadzam… i ciesze sie, ze tu jestem… teraz…
i do uslyszenia znów….
🙂
Cd wiosennych fotek z Esperanzy.. Tak jak pisałam wiosna zaczęła się u nas już w styczniu, w momencie kiedy zaczęły kwitnąć migdały.. teraz już naprawdę duże i zielone, choć kilka miesięcy zejdzie im na dojrzewaniu:)
Widok na La Maromę poprzez łany wiosennej lawendy…
cudownie ukwiecone łąki dookoła Esperanzy
pierwsza tego roku wiosenna żółta róża w ogrodzie..
a to już jeden z dużych migdałów, które ledwo co kwitły…
o pomarańczach nawet nie wspominam, bo te są dojrzałe na drzewach przez cały rok, a z nich codziennie przepyszny i zdrowy sok:) i na razie to tyle…
Livia
❤
Właściwie to nawet lato jeszcze się nie skończyło.. a tu już wiosna.. ale tak.. to jak najbardziej wiosna.. wiosenne oblicze wiecznego andaluzyjskiego lata.. Mimo iż ostatnie miesiące były rzeczywiście chłodniejsze, zwłaszcza noce.. niekiedy bardzo.. to jednak… dojrzałe pomarańcze, czy awokado na drzewach i wiele wiele roślin w pełni rozkwitu, często bardzo ciepłolubnych, takich jak rozmaryn, lawenda, czy nagietki.. i to w styczniu.. to wszystko naprawdę z zimą się zupełnie nie kojarzy:)
Gdybym jednak miała określić kiedy tak naprawdę poczułam po raz pierwszy wiosnę w powietrzu, tak wyraźnie? To chyba.. w momencie kiedy zaczęły rozkwitać migdały… a to było przecież jeszcze w styczniu!
W lutym kwitło drzewko truskawkowe… całe w białych dzwoneczkach..
I w ogóle zaczęło odżywać i bujniej rozkwitać wiele roślin, tych dla których później będzie już za ciepło… a andaluzyjskie łąki zaczną się przemieniać w suche stepy….
W chwili obecnej prym wiedzie kwitnący na żółto szczawik… przywodzący mi na myśl kochane wiosenne prymulki…
i to tyle na początek.. później dodam więcej wiosennych zdjęć.. choć przyznaję się, że pochowałam na nich wszystkie palmy, kaktusy i opuncje, aby było jak najbardziej wiosenniej.. haha… no bo życie bez wiosny…
w Polsce najbardziej uwielbiałam właśnie te pierwsze wiosenne kwiaty.. gdzie odpowiednikiem żółtego andaluzyjskiego szczawiku był szczawik zajęczy (jedyny przedstawiciel licznej rodziny szczawikowej na terenie Polski – foto z Gaja Garden klik).. choć najmocniej poruszał mnie nie tyle widok pięknych i oczywiście kochanych prymulek ile kwitnącego podbiału…. kwitnącego dosłownie wtedy kiedy jeszcze nic innego kwitnąć nie chciało.. i dlatego nazwałam go Mistrzem Wiosennego Przebudzenia…
i chyba już rozumiem dlaczego ktoś mnie kiedyś przyrównał właśnie do podbiałowego kwiatuszka.. a ja byłam zdziwiona… dlaczego np. nie do róży? a do pospolitego chwastu? wtedy jednak nie zdążyłam odkryć jak w rzeczywistości niezwykły jest ten zwykły chwast….
tutaj w Esperanzie też mnie najbardziej cieszą właśnie takie dziko rosnące rośliny
ot choćby szczawik..
choć właśnie zauważyłam pierwszą rozkwitającą w tym roku różę.. piękną.. czerwoną… jak hiszpańskie wino…
tyle piękna dookoła.. staram się to dostrzegać, doceniać i odnajdywać w tym wszystkmim jakiś sens, nawet nie głębszy, a jakikolwiek.. ale chyba coraz gorzej mi to idzie… często najchętniej zamknęłabym oczy i nigdy więcej już ich nie otworzyła… czyli w pewnym sensie powracam do wczesnego dzieciństwa… kiedy to właśnie często tak się czułam…
wiem jednak, że… nie ma to jak poczucie wiosny w sercu.. stan wewnętrznej wiosny… bez względu na porę roku.. nie wiem tylko czy jeszcze kiedykolwiek to poczuję.. to co tak mocno odczuwałam w Gaja Garden…
życzę tego jednak zarówno sobie jak i innym.. bo życie w takim stanie to życie w raju na ziemi…
Viñuela is a municipality in the province of Málaga in the autonomous community of Andalusia in southern Spain. It belongs to the comarca of La Axarquía. The village of La Viñuela is situated 47 kilometres (29 mi) from the provincial capital of Málaga and 19 kilometres (12 mi) from the coast at Torre del Mar. The village sits at a height of 150 metres (490 ft) above sea level. Inhabitants are called viñoleros.
La Viñuela is dominated by the landscape of La Maroma, which belongs to the mountain range known as Sierra de Tejeda and at a height of 2,068 metres (6,785 ft) is the highest mountain in Axarquía
http://en.wikipedia.org/wiki/Vi%C3%B1uela
Mapka
Zacznę od tego, że do pielęgnacji ciała nie używam żadnych kremów, a tylko i wyłącznie naturalne oleje roślinne.. Oleje takie doskonale nawilżają i odżywiają skórę, przywracają jej równowagę i inicjują naturalne procesy naprawcze. Działają ochronnie oraz przeciwdziałają przedwczesnemu starzeniu się skóry…
Nadaje się do każdego rodzaju skóry, rozprowadzony nie daje efektu ciężkości, jest dobrze wchłaniany. Polecany szczególnie do pielęgnacji skóry dziecka jako że jest bardzo łagodny, nie drażni, uspokaja…
szybciutko się wchłania i ma bardzo przyjemny zapach… jest też moim ulubionym olejkiem do masażu…
uwielbiam też zapach kwitnących migdałów, które kwitną właśnie teraz
O cudownych właściwościach oleju arganowego pisałam w notce..
Jest naprawdę niesamowity, mimo iż niekoniecznie najładniej pachnie, choć z drugiej strony w jego zapachu jest coś rdzennego, dzikiego, a także zmysłowego… W każdym bądź razie ze skórą czyni prawdziwe cuda! Co istotne wypróbowałam kilka olejków różnych firm i najlepszy okazał się zwykły kuchenny olej zakupiony jeszcze w Marrakeshu, a kupiłam go w momencie kiedy nie miałam jeszcze prawie żadnego pojęcia o tym jak powstaje i jak działa.. Zainteresowałam się tym jednak po tym gdy się przekonałam jaki to skarb dla skóry.. Olej arganowy jest też rewelacyjną odżywką do włosów, ja go stosuję od czasu do czasu na same końcóweczki, które lubią się przesuszać i włosy po takiej bardzo prostej terapii nabierają niesamowitej wprost żywotności…
Inne oleje roślinne, które szczególnie sobie cenię i które regularnie stosuję to
który w magiczny wręcz sposób czyni skórę gładką i niesamowicie aksamitną i to zaraz po nałożeniu go, choć jest bardzo tłusty i trzeba cierpliwie odczekać, aby się całkowicie wchłonął, ale czas ten można przecież wykorzystać np. na medytację… Olej, którego właśnie używam został wytworzony w mojej okolicy (Frigiliana) gdzie owoce awokado rosną niemal wszędzie i to przez cały rok!
Podstawa to dla mnie dobra
oraz świeże owoce awokado, które świetnie się sprawdza w roli smarowidła..
W sumie od lat unikam masła i margaryny… no i samego pieczywa też jadam raczej niewiele… w ogóle nie lubię się przejadać, a często do zaspokojenia głodu wystarcza mi sam zapach… Chyba w ogóle mało myślę o jedzeniu;) Cieszę się jednak, że mogę mieszkać w miejscu gdzie owoce rosną dosłownie przez cały rok… Choćby oliwki, migdały, czy awokado, które wprost kocham.. choć podobno tu w Andaluzji można spotkać także typowe dla Maroka dziko rosnące Arganie Żelazne, z których wytwarza się właśnie Płynne Złoto Berberów czyli argan… nie stosuję go jednak w kuchni, a tylko w celach kosmetycznych.. i nawet slodka paste arganowa ktora przywiozlam z Maroka uzylam jako scrub do ciala – zamiast smarowidla na kanapki.. po prostu tak mi podpowiedziala wlasna intuicja i mysle, ze sie nie pomylila – po prostu rewelacja!
W sprzedaży jest obecny cały ogrom przeróżnych olejków, które są :
W 100% NATURALNE..
NIE testowane na ZWIERZĘTACH…
Wolne od parafiny, parabenów, barwników..
ODPOWIEDNIE dla WEGETARIAN I WEGAN…
czyli takie jakie preferuję, np
o olejku różanym na stronie
http://greenskin.pl/sklep/olejek-do-masazu-rozany/
Jedną z bardziej znanych i popularnych firm oferujących tego typu kometyki jest
poza tym wiele innych i sadze, ze jak na te chwile naprawde jest w czym wybierac
🙂
10 june 2015
ahhh
https://gajagarden.wordpress.com/2015/06/10/olejek-wenus/
update
december 2015
update
august 2016
Olej Kokosowy – dla mamy i dziecka
cdn…
troszkę zdjęć z wczorajszego cudownego dnia, którego większą część spędziłam właśnie w pobliżu kwitnących migdałowców…
nagrałam też troszkę filmików, ale muszę ja na spokojnie przejrzeć i wybrać te najciekawsze..
aah.. almonds.. love..
♥ ♥ ♥
z kwitnącymi.. migdałowymi pozdrowieniami z Andaluzji
Livia
To był zdecydowanie najcieplejszy dzień w tym roku.. już z rana, jeszcze przed wschodem słońca, termometr wskazywał około 14 stopni, a potem.. mam wrażenie, że było przynajmniej 30! Do tego wiatr, wyjątkowo gorący i łudząco podobny do pewnego wiatru z przeszłości..
….poczułam podmuch wiatru tak gorący jakby dotarł tutaj z samego Serca Sahary.. Ciekawe, że słowo Sahara oznacza po arabsku Magię..
i dzisiaj poczułam coś naprawdę podobnego, choć wiatr nawet nie wiał od strony Afryki…
troszkę zdjęć z dzisiejszego dnia:
widok na ośnieżoną La Maromę z Sedelli, 22 01 2014 by Przenikanie
a to widok i na Sedellę i La Maromę górującą nad nią:
i piękna Tęcza nad Archez w drodze powrotnej z Malagi przez Torre del Mar do Esperanzy..
…
i wreszcie dzień dzisiejszy w Esperanzie…
Wszystkie fotki by Przenikanie… Dodam później także troszkę swoich zdjęć z dzisiaj, to tylko trzy z nich
coraz piękniej rozkwitające migdałowce…
zupełnie się dzisiaj zatraciłam w ich boskim zapachu..
odsyłam też do takich notek w których piszę o zimie w Andaluzji jak:
Kwitnące Drzewka Szczęścia:); La Maroma w śniegu i kwitnące migdały; My Natural Ecstasy; Sleeping Through the Rain; Zima w Andaluzji..
🙂